LOGIKA LITURGII
Bożego Narodzenia nie sposób pojąć bez adwentu. To nie tylko nawyk wytworzony układem roku kościelnego, ale głęboka logika liturgii, która znajduje swe uzasadnienie w całej prawdzie objawianej. Prawda objawiona ma za przedmiot Boga oraz rzeczywistość nadprzyrodzoną, ale nie w oderwaniu od świata, człowieka i całej w ogóle rzeczywistości naturalnej, przyrodzonej, lecz w gruntownym z nią powiązaniu. Logika liturgii, która każę nam łączyć Boże Narodzenie z adwentem a adwent z Bożym Narodzeniem, uwzględnia powiązanie tego, co nadprzyrodzone, z naturą. Uwzględnia ona w szczególnej mierze prawdę o duszy ludzkiej, stanowi wręcz jakąś syntezę jej historii.
PIERWSZA PRAWDA O DUSZY LUDZKIEJ
Czy istnieje jakaś historia duszy ludzkiej? Oczywiście, każdy z osobna człowiek ją posiada i mógłby ją również spisać tak, jak spisała historię swej duszy św. Teresa z Lisieux. To byłaby niejako „mała” historia duszy ludzkiej, najbardziej wewnętrzny wątek życia konkretnego człowieka. Adwent jednak i Boże Narodzenie nawiązuje do „wielkich” dziejów duszy, do dziejów tego jedynego w swym rodzaju tworu Bożego, jakim jest dusza ludzka — to, co stanowi samą najgłębszą i najwłaściwszą istotę człowieka. Punktem wyjścia liturgii adwentu oraz całej atmosfery adwentu jest fakt, że człowiek wraz z całym widzialnym i niewidzialnym światem został stworzony, czyli powołany do bytu z nicości przez Boga, który sam jeden jest Istnieniem samoistnym, a przez to mógł się stać źródłem istnienia dla innych bytów poza sobą. Wobec tego dusza ludzka, jako stworzenie, pozostaje w stosunku zależności od Niego, i ten stosunek może sobie dość gruntownie uświadomić. W ten sposób też w samej naturze duszy ludzkiej, tak zresztą jak w naturze każdego stworzenia, zawiera się nieustanne „zapotrzebowanie” na Stwórcę. To bowiem, co stworzone, nie istnieje samo z siebie, ale istnieje tylko dzięki temu, że wciąż otrzymuje istnienie. „Conservatio est continua creatio”; podtrzymywać w istnieniu świat stworzeń, to tyle, co wciąż go stwarzać. Niechże nikt nie mówi o statyzmie czy też antydynamizmie chrześcijańskiej wizji rzeczywistości.
DRUGA PRAWDA O DUSZY LUDZKIEJ
Następnym elementem tych „wielkich” dziejów duszy ludzkiej jest grzech pierworodny. Grzech pierworodny nie zniszczył i nie niszczy tej podstawowej relacji „stworzenie—Stwórca”, jaka wypływa z samej natury człowieka, z natury jego duszy. Grzech pierworodny tylko zmodyfikował owo „zapotrzebowanie” na Boga, jakie tkwi w tej duszy, a które może sobie uświadomić oraz świadomie przeżyć. Moderniści mówili w tym wypadku o emanacji treści ukrytych w podświadomości. To jednak nie jest prawda. Chodzi tu bowiem — wręcz przeciwnie — o proces, który dokonuje się niejako na szczytach ludzkiej świadomości, a płynie z możliwie najgruntowniejszego wniknięcia w całą strukturę świata i człowieka. Do rozpoznania grzechu pierworodnego dopomagają te wyraziste ślady, jakie prowadzą przez historię ludzkości oraz przez historię każdej z osobna duszy ludzkiej, przez obiektywną ocenę jej obecnego stanu. Grzech pierworodny zmodyfikował w duszy ludzkiej to „zapotrzebowanie” na Boga, o którym dopiero co była mowa. Grzech pierworodny w tę nieustającą potrzebę Boga-Stwórcy wprowadził do duszy nie mniej nieustającą potrzebę Boga-Odkupiciela. I tutaj właśnie znajdujemy się w samym centrum adwentu. Adwent jest wyrazem tej głębokiej potrzeby Boga-Odkupiciela. Potrzeba ta nie była tylko czymś jednorazowym i minionym kiedyś w przeszłości, ale jest czymś trwałym i stałym, jest związana z obecnym stanem duszy ludzkiej. Na tym etapie dziejów duszy ludzkiej potrzeba ta stanowi najgłębszą prawdę tej duszy, odsłania ją niejako i obnaża do samego dna. Na tym się właśnie opiera cała logika liturgii, która rokrocznie powraca do adwentu i z niego dopiero wyprowadza uroczystość Bożego Narodzenia.
ZJEDNOCZENIE TEGO, CO BOSKIE, Z TYM, CO LUDZKIE
Boże Narodzenie jest wielkim wydarzeniem liturgii, wielkim świętem, uświadamia bowiem człowiekowi jakiś niesłychanie ważny aspekt tego, co Boże (divinum). To, co Boże, staje w najbliższym stosunku do tego, co ludzkie (humanum), jednoczy się z nim w jedności Osoby Jezusa z Betlejem. a później z Nazaretu. Prawda ta ma swoją obiektywną wielkość. Ale ta obiektywna wielkość Bożego Narodzenia odciska się w duszy ludzkiej o tyle, o ile żyje ona gruntownie swą stworzonością oraz płynącą z niej potrzebą Boga — „zapotrzebowaniem” na „divinum” — chodzi tu zwłaszcza o stosunek do Boga-Odkupiciela, a ten stosunek rodzi się w człowieku wraz z gruntownym przemyśleniem i przeżyciem tajemnicy grzechu oraz całej niedoskonałości i niewystarczalności człowieka pod względem moralnym. Świadomość ta — trzeba dodać — budzi się i narasta w człowieku w miarę jak właśnie z całą rzetelnością, z całą ową „dobrą wolą”, o której mówi Ewangelia Bożego Narodzenia, stara się o autentyczną wartość moralną czy nawet o doskonałość. Tu znajdujemy się na tym terenie, który bardzo blisko warunkuje „wewnętrzny adwent” — ów stan duszy sprzyjający zrozumieniu każdorocznego adwentu liturgii. Warto może dodać w tym miejscu, że zdania teologów, gdy chodzi o ustalenie najbliższego motywu wcielenia, dzielą się: jedni (św. Tomasz z Akwinu) widzą ten najbliższy motyw w woli odkupienia, tj. zadośćuczynienia Bogu za grzech, inni (Duns Scott) w woli jakiegoś ukoronowania całego świata stworzeń, w woli ostatecznego wydoskonalenia tego, co stworzone, a zwłaszcza tego, co ludzkie — „humanum”. Nie powinna chyba pierwsza teoria teologiczna wydawać się jednostronnie pesymistyczna, druga zaś jednostronnie optymistyczna. One się po prostu dopełniają. Umysł ludzki w kilku aspektach musi ujmować to, co w doskonałej jedności i prostocie znajduje się w umyśle Bożym.
ISTOTA KOŚCIOŁA
Kościół zobowiązuje nas przez swą liturgię do myślenia o nieustającym adwencie, odwołując się do prawdy o stworzoności całego świata oraz do prawdy o aktualnym stanie duszy ludzkiej — to funkcja nauczycielska Kościoła. Równocześnie zaś Kościół w swej funkcji duszpasterskiej usiłuje wciąż odszukać ów „wewnętrzny adwent” każdej duszy ludzkiej — i owszem, także całej ludzkości, wyrażający się w jej potrzebie Boga oraz „zapotrzebowaniu” na to, co Boże i nadprzyrodzone, w pobudzeniu tego „zapotrzebowania” tam, gdzie ono zamarło, wreszcie — w miarę możności — w jego zaspokajaniu. To właściwy sens całego duszpasterstwa. Duszpasterstwo bowiem Kościoła to nic innego jak nieustanne, a przy tym możliwie dokładne i wnikliwe stąpanie po śladach łaski. Przez to właśnie Kościół w sposób ograniczony i żywotny jest mistycznym Chrystusem, jakby ciągłym przedłużaniem i rozszerzaniem tajemnicy wcielenia. I ten swój istotny profil Kościół zachowuje zwłaszcza w świecie współczesnym.
Kościół w polu widzenia umysłowości materialistycznej nie znajduje się poza tym, co stanowi samą istotę żyda ludzkości — jest więc również w ostateczności jakoś uwikłany w walkę o same wartości materialne. Pogląd ten wypacza istotę Kościoła, który sam tylko może tę istotę naprawdę znać i określać. Otóż w swej właściwej istocie jest Kościół Ciałem Mistycznym Chrystusa, walczy więc o te wartości w człowieku i dla człowieka, o które walczył sam Chrystus. Człowiek ma duszę nieśmiertelną, która stanowi jakby jego „wnętrze”, a z tym „wnętrzem” wiąże się naprawdę to, co w człowieku jest i najwyższe, i najgłębsze zarazem. Jest to jakby profil pionowy człowieka, który nieuchronnie dopełnia ów rzut poziomy i płaski. Kościół, który określa sam siebie jako Mistyczne Ciało Chrystusa, stawia przede wszystkim na ów pionowy profil człowieka — dlatego uczy wciąż „wielkich” dziejów duszy ludzkiej i każdemu człowiekowi pozwala spisywać „małe” dzieje swej duszy, w przekonaniu, że w taki sposób podtrzymuje to, co jest najbardziej i najwłaściwiej ludzkie — „humanum”. W tejże myśli odnawia co rok w świadomości swych wiernych tajemnicę adwentu oraz Bożego Narodzenia, wierząc, iż jest to droga do najwyższej afirmacji owego „humanum”.
KIERUNEK ZMAGAŃ
Błędna jest więc ocena istoty Kościoła ze strony materializmu dziejowego, błędna jest też ocena istoty poczynań Kościoła oraz całego kierunku walki i zmagań, jakie on prowadzi. Nie jest to walka „wszerz”, jak sugerują dialektycy, walka podporządkowana w ostatniej instancji wartościom materialnym oraz wymogom ekonomii. Jest to natomiast walka „w głąb” i „w górę” — tak bowiem wynika z tej koncepcji człowieka, jaką wyznaje Kościół, oraz z tego samookreślenia jego własnej istoty, jakie zawiera się w Pawłowej nauce o Mistycznym Ciele, którą z taką precyzją i wnikliwością przypomniał zmarły Pius XII. Kościół walczy o człowieka „w głąb”, tzn. chce, aby człowiek wyznał całą prawdę o sobie, o swoim stworzonym bycie. Ta cała prawda, to przyznanie się do własnej stworzoności i niewystarczalności, niedoskonałości moralnej i grzechu. Nie ma to być jednak przyznanie się „zamknięte” w człowieku, tj. takie, które odcina go od potrzeby Boga, tak jak przyznanie się Sartre’a w „L’être et le néant”, ale przyznanie się „otwarte”, w którym dochodzi do głosu równocześnie potrzeba Boga, zapotrzebowanie na ,,divinum”. W ten sposób walczy Kościół równocześnie o człowieka „w górę”. To zmaganie się Kościoła z ludzkością i o ludzkość na największy opór napotyka w tym wszystkim, co programowo lub też okazyjnie angażuje człowieka w samo tylko używanie tego świata, jakby w tym zawierała się cala jego szczęśliwość. Najgruntowniejszym przeciwieństwem Chrystusa i Kościoła w duszy ludzkiej jest także jej zaangażowanie i uwikłanie w świat zmysłowy i materialny, które nie widzi niczego dalej, oraz takie zaangażowanie i uwikłanie w sobie samym, które też nie widzi nikogo dalej: ateistyczny utylitaryzm, więc i egoizm w różnorakiej postaci. Jedno i drugie wyklucza potrzebę Boga oraz owo zapotrzebowanie na „divi-num”, które stanowi sam najbardziej wewnętrzny nerw adwentu, i które też przysposabia do wejścia w tajemnicę Bożego Narodzenia.
POSTĘP
Nie znaczy to, że Kościół domaga się od ludzi jakiegoś nieuczestniczenia w sprawach tej ziemi, że jest przeciwko jej opanowywaniu i wykorzystywaniu przez człowieka, że sprzeciwia się postępowi technicznemu. Gdyby tak myślał i uczył, byłby przeciwko wyraźnej woli Stwórcy: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Czym innym jednak jest maksymalne wykorzystywanie dóbr i możliwości świata materialnego, jego maksymalne opanowanie i używanie, a czym innym nastawienie na samo owo opanowanie i używanie stworzeń materialnych jako na wyłączny i ostateczny cel. To pierwsze nie kłóci się z chrześcijańską koncepcją człowieka, owszem, leży dokładnie na przedłużeniu tajemnicy wcielenia, zwłaszcza jeśli się przyjmie ten pogląd na motyw wcielenia, jaki przyjmował Duns Scott. To drugie natomiast przekreśla w człowieku wszelkie zapotrzebowanie na Boga i na „divinum”, usuwa z duszy ludzkości znamiona i ślady adwentu, a człowiekowi wyznacza ostateczne miejsce w atomach materialnego świata.
EKONOMIA I MIŁOŚĆ
Kościół nie godzi się na takie tylko przeznaczenie człowieka, na taką tylko celowość jego bytu. Konsekwentnie nie pozwala też Kościół wyznaczać sobie wyłącznego miejsca w granicach jednej z tych dwóch koncepcji ekonomiczno-ustrojowych, które dziś walczą o pierwszeństwo i wyłączność w świecie. Pośród ich walki prowadzi Kościół nadal swoją walkę o człowieka „w głąb i w górę”, o świadomość potrzeby Boga, tego zapotrzebowania na to, co Boże, które to zapotrzebowanie stanowi, jak powiedziano, samą istotę adwentu i przysposabia do przeżycia prawdziwej wielkości Bożego Narodzenia. Kościół walczy o to i zmaga się o to z wielkim, sobie tylko znanym trudem, żywiąc przy tym przekonanie, że trud ów mógłby być jeszcze o wiele większy i owoc obfitszy, gdyby większa była miłość w ludziach, rzetelniejsze współdziałanie z łaską. Wiadomo jednak, że historia duszy ludzkiej nie jest oddzielona od dziejów jego cielesno-materialnej egzystencji. Wobec tego ta zasadnicza walka, którą w ludzkości i o ludzkość prowadzi Kościół, nie przebiega zupełnie niezależnie od tamtych zmagań na terenie ustrojowo-ekonomicznym. Wiadomo przecież, że „zapotrzebowaniu” na to, co Boże, nie sprzyja ani nadmierna ilość dóbr materialnych, ani też ich nadmierny brak i niedosyt — to właśnie sprawa, której rozstrzygnięcie leży na terenie ustrojowo-ekonomicznym. A po drugie — wiadomo, że zapotrzebowanie na to. co Boże, rodzi się w człowieku w warunkach pewnej, z natury przysługującej człowiekowi, wolności oraz pokoju. Nie chodzi tu o tę wolność, którą wielu rozumie jako niczym nie skrępowaną niezależność — to właśnie byłoby w skutkach zaprzeczeniem wolności. Chodzi natomiast o tę wolność, która pomaga człowiekowi wśród wszystkich wartości świadomie wybrać Boga i postawić Go na czele swych dążeń. Wolność bowiem ma służyć miłości. Ona też gwarantuje prawdziwy pluralizm życia społecznego oraz rozwój ludzkich osobowości.
PROBLEM RODZINY
Wcielenie Syna Bożego, Boga-Słowa, jest tajemnicą wiary. W obrębie tej tajemnicy każdy człowiek wierzący znajduje przede wszystkim żywego, konkretnego historycznego Człowieka, Jezusa Chrystusa, który mówił o sobie i udowodnił ludziom dobrej woli to, że jest Bogiem wcielonym. I otóż ten historyczny Człowiek-Bóg przeszedł przez wszystkie formacje ówczesnego życia społecznego: był synem swego narodu, przynależał do klasy społecznej ludzi ubogich, stanął twarzą w twarz z potęgą rzymskiego państwa. Jednakże największą część swego ziemskiego żyda spędził w rodzinie, jakby na tej najmniejszej społeczności chciał położyć najsilniejszy, główny akcent. Współczesne eksperymenty w zakresie ustroju społecznego omijają rodzinę czy nawet wręcz w nią godzą. Kościół Chrystusa, który swą najgłębszą istotą tkwi w Tajemnicy Wcielenia, najbardziej się niepokoi sytuacją rodziny, jej dość wyraźnym kryzysem i zagrożeniem. Nie chce się jednak przywiązywać do jakiejś jednej tylko koncepcji życia rodzinnego, gotów wraz z ludźmi dobrej woli szukać rozwiązania problemów rodzinnych. Chodzi mu bowiem w każdych warunkach ekonomiczno-społecznych przede wszystkim o istotną wartość rodziny. Nie widać wszakże innych ram i innego fundamentu. na którym mogłaby się prawidłowo i w pełni rozwijać ludzka osobowość. Najmocniejszy promień światła wypływający z Bożego Narodzenia pada właśnie na rodzinę i każę się zamyślić nad jej problemem. Jesteśmy anno Domini 1958.
GENITRIX
W tym też roku musimy pomyśleć, że Boże Narodzenie jest naprawdę największą uroczystością maryjną, największym świętem Matki Jezusa, bo w ogóle dzień narodzin dziecka jest wielkim dniem matki. W matce jest naprzód zapotrzebowanie na dziecko, jakby żywy wewnętrzny adwent jej całej kobiecej duszy, a potem oczekiwanie dnia narodzin. Adwent i Boże Narodzenie są w całym cyklu liturgii najbardziej czasem Maryi. Z wielkim odczuciem Jej macierzyńskiej istoty obchodzono dawniej 18 grudnia dzień oczekiwania na rozwiązanie Matki Bożej (expectatio partus B. Mariae Virginis), który poprzedzał o tydzień sam dzień Bożego Narodzenia. Ludzkość dzisiejsza podobna jest do kobiety, która rodzi w bólu. Czeka ona również rozwiązania tylu trudnych spraw: Kościół Chrystusa jest jak najistotniej zaangażowany w ich rozwiązaniu, chodzi mu bowiem wciąż o zespalanie tego, co ludzkie, z tym, co Boże. Jest wierny Tajemnicy, z której wyszedł. I daje poznać, iż Matka Chrystusa jest Jego szczególną nadzieją. Oto jeszcze jeden rys adwentu i Bożego Narodzenia anno Domini 1958.
ks. Karol Wojtyła
Tygodnik Powszechny, 1958, nr 52